Jesteś tutaj: Aktualności » 2013
W listopadzie 2013 w ramach festiwalu OFF CINEMA została zorganizowana wystawa poświęcona życiu i twórczości Władysława Ślesickiego pt. „Władysław Ślesicki – jest niepowtarzalny”. Wernisaż odbył się w czwartek 21 listopada w Holu Wielkim Centrum Kultury ZAMEK. Poniżej przedstawiamy tekst wprowadzający do wystawy autorstwa kuratora, Piotra Pławuszewskiego:
Władysław Ślesicki – jest niepowtarzalny
W roku 1966, podsumowując VI Ogólnopolski Festiwal Filmów Krótkometrażowych w Krakowie, Stanisław Janicki pisał tak: „Ślesicki należy do tych reżyserów, którzy – choć mówią stale o tym samym – potrafią powiedzieć zawsze coś nowego. Może właśnie na tym polega talent i wrażliwość artysty? Ślesicki jest niepowtarzalny. Na szczęście! Bo mrówki po plecach zaczynają mi chodzić, że znalazłby się ktoś, kto zacząłby go naśladować. Zbyt wiele takich potworków zrealizowanych przez znakomitych kopistów oglądaliśmy już na ekranie”. Władysław Ślesicki – jest niepowtarzalny. Za podpowiedź tytułu poświęconej reżyserowi wystawy można Stanisławowi Janickiemu tylko podziękować.
Mowa tu o filmowej drodze, która trwała nieco ponad trzy dekady, prawie równo podzielone między twórczość dokumentalną i fabularną. Pisząc precyzyjnie, rozpina się ona między młodzieńczo naiwną, nie bardzo jeszcze udaną etiudą szkolną „Kawaler” Kubiak (1953) a szlachetnie sumującym wcześniejsze dokonania serialem Lato leśnych ludzi (1984). Wszystko zaś, co „pośrodku”, to filmografia złożona z ponad dwudziestu tytułów, to bogaty rejestr krajowych i zagranicznych nagród (nie brak wśród nich choćby dwóch Złotych Lwów św. Marka, zdobytych na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Wenecji), to posiadanie w dorobku co najmniej kilku dokumentów, bez nadużycia dających określić się słowem: wybitne.
Ani trochę nie zestarzały się te poetyckie opowieści Władysława Ślesickiego. Do dziś porusza los smaganego przez ludzkie okrucieństwo psa (Wśród ludzi [1960]), z tym samym łagodnym wzruszeniem ogląda się odmalowane w mazurskim pejzażu pożegnanie dzieciństwa (Płyną tratwy [1962]), melancholijne obrazy wędrówki cygańskiego taboru (Zanim opadną liście [1964]) czy wypełniony pracą dzień z życia augustowskiej familii państwa Książkowskich (Rodzina człowiecza [1966]). Swymi najlepszymi filmami reżyser udowadniał, jak wielka siła tkwi w samym obrazie. Mało się u „dokumentalnego” Ślesickiego mówi, jeszcze mniej komentuje zza kadru. Wszystko, co najważniejsze, zamykają w sobie bezsłowne ujęcia: z groźnie wirującą nad kołyską pszczołą, z koniem, który wyciera grzbiet w podwórkowym kurzu, czy wreszcie z młodym flisakiem, Mietkiem, płynącym powoli po lekko zamglonej z rana rzece. No i to krzepiące wrażenie, że oglądany na ekranie świat, zazwyczaj oddalony od wielkomiejskich krajobrazów, był człowiekowi za kamerą zwyczajnie bliski i dobrze znany. „Można mi zarzucić nieudolność autorską – mówił reżyser na łamach „Kina” [1966, nr 6] – nie można mi odebrać przekonania, że o sprawach, o ludziach z moich filmów wiem wszystko”.
Gdy w roku 1967 dokument Dni, miesiące, lata zupełnie przepadł na krakowskim festiwalu filmowym (jego los podzieliły zresztą dwa kolejne, Energia i Chyłe pola), w najmniejszym stopniu nie sprowokowało to dyskusji: „cóż stało się z niedawnym zdobywcą Złotego Lajkonika za Rodzinę człowieczą?”. Trochę jakby w milczący sposób zakładano, że twórczość Władysława Ślesickiego biegnie osobnym torem, rzadko kiedy przecinającym się z głównymi nurtami dyskusji o polskim kinie dokumentalnym. Dziś, z perspektywy kilku dekad, zdają się kontury tej sytuacji jeszcze wyraźniejsze. Nie narodziła się „szkoła Ślesickiego”, nie ma reżyserów, którzy konsekwentnie i twórczo nawiązywaliby do jego stylistyki (wyjątki w postaci takich filmów, jak Cisza [1997] Małgorzaty Szumowskiej czy Pomału [2008] Tomasza Wolskiego, tylko potwierdzają regułę), trudno też nie oprzeć się wrażeniu, że jeśli po latach reżyser w ogóle egzystuje w świadomości odbiorców, to najczęściej w roli ekranizatora W pustyni i w puszczy. A to przecież tylko fragment filmografii.
Po to w głównej mierze wystawa – by dorobek Władysława Ślesickiego przypomnieć i odkryć na nowo: w całej pełni. Stąd też propozycja podróży kompletnej, przez wszystkie tytuły, pod którymi reżyser złożył swój filmowy podpis. Ciągle tu sporo do odkrycia, sporo do uważnego obejrzenia.
W roku 2007, rok przed śmiercią, po więcej niż 20 latach od nakręcenia swego ostatniego filmu, osiemdziesięcioletni Władysław Ślesicki otrzymał Nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Dał się wtedy namówić na krótką wypowiedź [„Kino” 2007, nr 10]: „Nie kręcę filmów od lat […] nie chciałem więc specjalnie o sobie przypominać. Tymczasem dostałem wiele dowodów pamięci i sympatii. Chciałbym więc jeszcze raz wszystkim podziękować i za życzenia, i za nagrodę, która jest dla mnie dużym wyróżnieniem. [Czas robienia dokumentów] uważam za najlepszy w moim życiu. […] Ale dziś żyję już w cieniu moich filmowych bohaterów”.
Mam cichą nadzieję, że wystawa Władysław Ślesicki – jest niepowtarzalny rzuca na tę strefę cienia choć trochę (zasłużonego) światła.
Piotr Pławuszewski, kurator wystawy